piątek, 1 grudnia 2017

Sekretna historia św. Mikołaja

I jak tam? Mikołaj już był?
Wiem, że do 6 grudnia jeszcze chwila, ale mam na myśli raczej to, czy zostaliście już w tym roku zmuszeni do zaangażowania Mikołaja w wasze marketingowe działania. A może sami odczuliście taką nieodpartą potrzebę?


Photo by Cris DiNoto on Unsplash


W głębi ducha mogliście jednak przy tym szlochać pomstując i obiecując sobie, że to już ostatni raz. Że jak jeszcze kiedyś będziecie musieli wciskać społeczeństwu grubasa w czerwonym wdzianku z facjatą zdradzającą słabość do tęgich trunków i poklepywania siostrzenic po tyłkach, to rzucacie to wszystko w diabły i jedziecie w Bieszczady hodować owce.
Jeśli dotknęła was ta przypadłość, to posłuchajcie. Nie musi tak być. Mikołaj kryje w sobie głębię, a nawet pewien pociągający mrok. Tak naprawdę pojęcia nie mam czy tkwi w tym jakikolwiek potencjał marketingowy, ale w najgorszym razie niechaj będzie to odtrutka na Mikołaja podanego w polewie z coa-coli. Ten wyglądający jak przerośnięty krasnoludek Dobry Wujek grał już ciekawsze role i być może da się do tego wrócić.
Boris Uspieński, wybitny rosyjski semiotyk w starej, ale doskonałej książce Kult św. Mikołaja na Rusi zebrał sporo interesujących ludowych wypowiedzi, w których Mikołaj ukazany jest jako następca Boga, lub jego główny pomocnik: 
Gdyby stary Bóg zmarł, Mikuła byłby Bogiem; Kiedy umrze Pan Bóg, to na jego miejscu światem będzie rządził św. Mikołaj; Na polu Mikołaj jest jedynym Bogiem; Jeśli Bóg podtrzyma, Mikołaj pomoże.

Czasami Mikołaj jest wręcz z Bogiem utożsamiany (to zresztą akurat fragment modlitwy polskiej, a  nie rosyjskiej):
Przed nią kielich, A w kielichu krew Baranka niewinnego, Mikołajka Świętego. 
Przede wszystkim jednak Mikołaj w folklorze jawi się jako główny boski antagonista. Uspieński pisał: 
W ogóle w folklorze rosyjskim Mikołaj może oszukiwać Boga, broniąc biednych, tak samo jak może oszukiwać proroka Eliasza – zob. legendę o tym, jak Mikołaj ratuje krowę biednej wdowy.
W efekcie Mikołaj jest także standardowym przeciwnikiem takich postaci, jak św. Jerzy, archanioł Michał czy prorok Eliasz.
Ciekawe, prawda? Możecie jednak powiedzieć, że być może taka specyfika prawosławia, że dowartościowano w niej św. Mikołaja, co następnie w sposób niekontrolowany stało się pożywką dla ludowej wyobraźni. Ale nic z tego. Oficjalnie rzecz biorąc pozycja św. Mikołaja w prawosławiu jest mniej więcej taka sama jak w katolicyzmie – średnia liga świętych. Więc skąd to teologicznie podejrzane wywyższenie św. Mikołaja?



Odpowiedź jest prosta. Chrześcijaństwo na Rusi nałożyło się na starszą warstwę wierzeń pogańskich, a w nich funkcjonowała już postać, która podobnie jak Mikołaj zajmowała się rozdawaniem dóbr. Był to niejaki Wołos. Tyle tylko, że Wołos, w przeciwieństwie do Mikołaja, był absolutnie pierwszą ligą panteonu. Dobra rozdawał bowiem niejako przy okazji, a tak naprawdę był władcą zaświatów, podziemi, magii i płodności. No i był też głównym antagonistą kojarzonego z niebem i błyskawicą Peruna. Ludowy Mikołaj odziedziczył wszystkie te funkcje, a w efekcie urósł ponad przypisaną mu przez chrześcijaństwo rolę i na dokładkę został przeciwstawiony tym postaciom, które z kolei przejęły piorunowo-niebiański biznes Peruna, czyli Bogu, Jezusowi, św. Jerzemu, Michałowi czy Eliaszowi.



Na tym jednak nie koniec. Wschodniosłowiański układ Perun (ogień-niebo) i Wołos (ziemia-woda) to  regionalny wariant jeszcze starszego i ogólnoindoeropejskiego mitu o konflikcie niebiańskiego piorunowładcy z ziemno-wodnym wężowym potworem. Koniec końców św. Mikołaj okazuje się więc odpowiednikiem leżącego na górze skarbów smoka (to dlatego Mikołaj nie lubi się ze św. Jerzym).



I w ten sposób odeszliśmy naprawdę kawał drogi od dobrotliwego czerwononosego brodacza z reniferami. A teraz weź kilka pierwszych z brzegu reklam z Mikołajem w roli głównej i podstaw w jego miejsce smoka. Tradycyjne Ho-Ho-Ho powinno zabrzmieć nieco inaczej.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz