sobota, 3 czerwca 2017

Trickster, mit, mediacja

W poprzednim poście narzekałem na funkcjonujące w marketingu koncepcje trickstera. Żeby jednak na narzekaniu się nie skończyło chciałbym teraz przypomnieć (i obronić) interpretację figury trickstera zaproponowaną przez Claude’a Lévi-Straussa (Struktura mitów [w:] Antropologia strukturalna, Warszawa 2000).

Według tego francuskiego antropologa mity to narzędzia służące do łagodzenia opozycji stanowiących intelektualne wyzwanie dla człowieka (a przez to zagrażające jego funkcjonowaniu). Takie opozycje pojawiają się zawsze, gdy przechodzi się od stanu natury do kultury. W przeciwieństwie do natury kultury są bowiem wewnętrznie niespójne (składają się ze sprzecznych sądów, postaw, wskazówek itp.) Samo przejście od natury do kultury jest zresztą jedną z głównych osi opozycji męczących ludzkie umysły. Opozycje te są w istocie nierozwiązywalne, ale mit usiłuje przekształcić je w taki sposób, by rozbieżności między nimi wydawały się mniejsze.

Mit osiąga ten efekt dzięki serii przekształceń sposobów manifestowania opozycyjnych kategorii. Zgodnie z charakterystyczną dla mitu zasadą bricolage’u kategorie te od razu reprezentowane są w postaci konkretnych zjawisk. Następnie znajduje się dla nich alternatywne kody, przy czym przekodowanie zachodzi w taki sposób, by między alternatywne reprezentacje wyjściowych sensów można było wstawić człon pośredniczący. Tak człon może reprezentować obie wyjściowe kategorie, w zależności od tego, z którym członem nowego kodu jest zestawiany, ale dystans między nim, a owym elementem jest mniejszy niż w przypadku opozycji wyjściowej.

W ślad za Lévi-Straussem rozważmy następujący przykład. Powiedzmy, że tym, co wywołuje niepokój jest radykalna rozbieżność między stanem życia a śmierci. Pierwsze co robi mit, to zgodnie z logiką bricolage’u zakoduje te abstrakcyjne kategorie w bardziej konkretnych zjawiskach. Mit może na przykład skorzystać z kodu ludzkich aktywności i przyjąć, że życiu odpowiada rolnictwo (podtrzymuje życie), a śmierci wojna (na której wszak trup pada gęsto). Takie zakodowanie oprócz tego, że pozwala operować abstrakcją przy użyciu łatwiejszego do mentalnej obróbki konkretu, to dodatkowo umożliwia wprowadzenie członu pośredniczącego. W tym przypadku będzie to myślistwo, a więc działalność, która dostarcza żywności tak samo jak rolnictwo, ale środkami takimi samymi jak te, które stosowane są na wojnie. Ze względu na swoją dwuznaczność myślistwo może reprezentować zarówno życie (zwłaszcza wtedy, gdy przeciwstawi się je wojnie), jak i śmierć (zwłaszcza wtedy, gdy przeciwstawi się je rolnictwu). W obu tych przypadkach dystans między życiem a śmiercią wydaje się jednak mniejszy niż w przypadku przeciwstawienia rolnictwa i wojny.

Co więcej mit może dokonać kolejnego przekodowania i wprowadzić na przykład kod zwierzęcy, w którym rolnictwu (życiu) odpowiadać będą zwierzęta roślinożerne, a myślistwu (tu w znaczeniu śmierci) odpowiadać będą zwierzęta mięsożerne. W ten sposób pojawia się możliwość wprowadzenia kolejnego mediatora – zwierzą padlinożernych, które nie zabijają tak samo jak roślinożercy, ale żywią się mięsem, jak mięsożercy. Padlinożercy pozostają przy tym w takiej samej relacji do roślino- i mięsożerców, jak myślistwo do rolnictwa i wojny. Mogą one zatem oznaczać zarówno życie (gdy przeciwstawi się je mięsożercom), jak i śmierć (gdy przeciwstawia się je roślinożercom). W każdym z tych przypadków dystans między wyjściowymi kategoriami życia i śmierci ulega jednak kolejnemu skróceniu, a w efekcie jest już także znacznie mniej drażniący dla ludzkich umysłów. 

Jeśli ta semiotyczna żonglerka wydaje ci się podejrzana lub niejasna to proponuję zerknąć do załączonej prezentacji sway. Może alternatywny sposób ujęcia tych kwestii i dodatkowe przykłady pozwolą łatwiej uwierzyć, że propozycja Lévi-Straussa ma sens. A jeśli ta propozycja jest sensowna, to wystarczy teraz powiedzieć, że trickster to uosobienie mediacji i właśnie ta funkcja tłumaczy jego ambiwalentny charakter. W skrócie rozumowanie Lévi-Straussa wygląda zatem tak: mit to korzystające z mediatorów narzędzie maskowania opozycji, a trickster to jedna (i to bardzo udana, bo łącząca sprzeczności w pojedynczej postaci) forma mediacji.

Z koncepcją Lévi-Straussa zasadniczo zgadzają się wszyscy inni badacze oscylujący wokół strukturalizmu z tym, że większość z nich silniej akcentuje społeczny wymiar działań trickstera wiążąc go z liminalną fazą rytuałów przejścia (Mary Douglas, Victor Turner, Robert Pelton). 

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że strukturalizm stracił sporo ze swojego niegdysiejszego blasku. Przede wszystkim chodzi o hipotetyczny i nigdy niezweryfikowany charakter wielu kluczowych dla strukturalizmu założeń dotyczących w szczególności postulowanej przez strukturalizm teorii umysłu. Problem polega na tym, że scjentyzm, którym Lévi-Strauss zraził sobie badaczy z obszarów klasycznie rozumianej humanistyki był scjentyzmem pozornym. Brakowało mu przede wszystkim empirycznych podstaw. Tym wadom próbował zaradzić tzw. strukturalizm biogenetyczny, a w szczególności tacy badacze jak Eugene D’Aquili i Andrew Newberg (Mystical Mind. Probing the Biology of Religious Experience, Minneapolis 1999), którzy starali się uzasadnić opisane przez Lévi-Straussa mechanizmy semiotyczne mitu specyfiką ewolucyjnie ukształtowanej architektury mózgu/umysłu. Także i te próby spotkały się jednak z potężną falą krytyki z uwagi na niewielką i niewiarygodną bazę empiryczną dla dalece posuniętych uogólnień.

W efekcie pojawia się niebagatelne pytanie czy współcześnie warto jeszcze podtrzymywać strukturalistyczną koncepcję trickstera, skoro leżące u jej podłoża założenia teoretyczne okazują się wątpliwe? Sądzę, że w tym konkretnym przypadku, to jest w kwestii trickstera rozumianego jako pochodna mediacyjnej funkcji mitu można nadal podążać za Lévi-Straussem. Można, gdyż myślenie oparte na opozycjach okazuje się istotne niezależnie od przeceniających rolę binarnych opozycji i specyficznie je ujmujących teorii strukturalnych. Pytanie tylko dlaczego, skoro nie ze względów o których mówił strukturalizm.

Sądzę, że odpowiedzi należy szukać w semantyce kognitywnej zbudowanej wokół teorii metafory pojęciowej, a dokładnie rzec biorąc w koncepcji schematów wyobrażeniowych Marka Johnsona (The Body in the Mind. The Bodily Basis of Meaning Imagination, and Reason, Chicago 1987) i ich roli w wytwarzaniu wyidealizowanych modeli kognitywnych opisanych przez George’a Lakoffa (Kobiety, ogień i rzeczy niebezpieczne. Co kategorie mówią nam o umyśle, Kraków 2011). 

Zgodnie z podstawowymi założeniami przyjętymi przez Johnsona i Lakoffa ludzki umysł jest umysłem ucieleśnionym, tzn. sposoby jego działania powstały w celu operowania na bezpośrednio danej rzeczywistości fizycznej (wyjściowo służą one do konceptualizowania prostych operacji na obiektach, postrzeganiu własnego ciała itp.). Oznacza to na przykład, że pojęcia i relacje między tymi pojęciami, które wykorzystywane są do mówienia (i myślenia) o abstrakcjach pierwotnie służyły do mówienia (i myślenia) o obiektach materialnych.

W ujęciu Lakoffa takie pierwotne modele rzeczywistości fizycznej, to tzw. modele propozycjonlane (są pewnym sądem na temat świata), będące bezpośrednim odzwierciedleniem percepcji. Następnie elementy takiego modelu mogą podlegać metaforycznemu rzutowaniu i wytwarzać modele metaforyczne, opisujące to, co abstrakcyjne. Wyrażeniem pewnego modelu propozycjonalnego jest np. stwierdzenie „Woda płynie” (wyraża ono bezpośredni postrzegany proces zachodzący w przestrzeni fizycznej. Koncepcje wody i tego jak się ona zachowuje możemy następnie użyć do zbudowania metaforycznego modelu czasu („Czas płynie”), którego wyrazem są takie potoczne sformułowania jak „Czas przecieka mu przez palce”, „Upłynęło już tyle lat”, „Strumień czasu”.

Modele propozycjonalne nie składają się jednak wyłącznie z pojęć reprezentujących rzeczy, ich cechy, zachowania czy stany, ale też z relacji w jakich te elementy pozostają względem siebie. I jak stwierdza Johnson owe relacje nie są elementem postrzegania, lecz schematami, którymi dysponuje poznający rzeczywistość ludzki podmiot, by porządkować postrzeżenia (Johnson w jasny sposób nawiązuje tu do Kanta).

W przeciwieństwie do pojęć reprezentujących postrzeżenia, które mają charakter specyficzny (dopóki nie ulegną metaforycznemu rzutowaniu pozostają właściwe tylko dla określonej konkretnej sytuacji), schematy wyobrażeniowe są niespecyficzne, tzn. te same schematy wykorzystywane są do porządkowania danych zmysłowych reprezentujących różne domeny doświadczalne. Schemat równowagi porządkuje np. doświadczenia związane z chodzeniem, noszeniem, ważeniem itp. Taki powtarzający się w wielu różnych modelach propozycjonalnych schemat to w nomenklaturze Lakoffa model schematyczno-wyobrażeniowy. On także może podlegać metaforycznemu rzutowaniu (niezależnie od elementów, których postrzeganie porządkuje), stając się w ten sposób składową modelu metaforycznego. Schemat równowagi powszechnie stosowany jest na przykład do konceptualizowania stanów mentalnych (mówimy o „równowadze psychicznej”, a w konsekwencji także o tym, że ktoś ma „nierówno pod sufitem”, albo że jest „psychicznie niezrównoważony”). Model równowagi stosujemy też w opisach sytuacji militarno-politycznych („Równowaga sił między mocarstwami”) czy ekonomicznej („Równowaga rynków”, „Zrównoważony budżet”, „Całkowity brak równowagi eksportu i importu”).

Dokładnie rzecz biorąc Johnson definiuje schematy wyobrażeniowe, jako „powtarzający się dynamiczny wzorzec naszych interakcji percepcyjnych i programów motorycznych, który nadaje spójność naszemu doświadczeniu” i podaje dwadzieścia siedem ich głównych typów (z zastrzeżeniem, że nie jest to ich kompletna lista). Wiele z tych schematów ma charakter binarnej opozycji. Dotyczy to bądź struktury samego schematu (np. PUSTE-PEŁNE, CENTRUM-PERYFERIA), bądź relacji między odrębnymi schematami (BLOKADA-USUNIĘCIE PRZESZKODY, POŁĄCZENIE-DEKOMPOZYCJA). 

Wnioski z tego są takie, że choć istotność organizowania ludzkiego myślenia przy pomocy binarnych opozycji jest być może mniejsza niż się to wydawało Lévi-Straussowi, to i tak opozycje pozostają faktycznie istotne, co pozwala podtrzymać tezę o micie jako konstrukcji semiotycznej zorganizowanej zasadą binarnych opozycji, a w konsekwencji także tezę o tricksterze, jako ucieleśnieniu zasady mediacji.

Patrzenie na trickstera w reklamie jako na mediatora rozumianego na sposób Lévi-Straussa zakłada, że będzie się on sprawdzał w sytuacjach, w których przydaje się reprezentowanie członu pośredniczącego, a więc wtedy, gdy dochodzi do pojawienia się dwóch sprzecznych kategorii, których występowanie jest drażniące dla uczestnika danej (sub)kultury. W praktyce oznacza to, że trickster może się przydać wtedy, gdy mamy do czynienia z konkurencyjnymi postawami (rolnictwo vs. wojna), lub niespójnością idei z rzeczywistością (człowiek wyłania się z ziemi vs. człowiek rodzi się z kobiety – wg Lévi-Straussa taki problem męczył Starożytnych Greków). We współczesnych kulturach będą to na przykład zderzenia alternatywnych stylów życia czy niemożność zrealizowania narzucanego stylu ze względu na ograniczenia rzeczywistości.

Istniejące przykłady takiego zastosowania figury trickstera w reklamie oraz dalsze możliwości marketingowego eksploatowania trickstera-mediatora będą stanowiły treść kolejnego wpisu.



PS. Przepraszam, za tak przyciężkawy i teoretyczny post, ale jakoś nie mogę pozbyć się przekonania, że praktyka pozbawiona solidnych podstaw teoretycznych zamienia się w rosyjską ruletkę.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz