W poprzednim poście narzekałem na funkcjonujące w marketingu koncepcje
trickstera. Żeby jednak na narzekaniu się nie skończyło chciałbym teraz przypomnieć
(i obronić) interpretację figury trickstera
zaproponowaną przez Claude’a Lévi-Straussa
(Struktura mitów [w:] Antropologia strukturalna, Warszawa 2000).
Według tego francuskiego antropologa mity to
narzędzia służące do łagodzenia
opozycji stanowiących intelektualne wyzwanie dla człowieka (a przez to
zagrażające jego funkcjonowaniu). Takie opozycje pojawiają się zawsze, gdy
przechodzi się od stanu natury do kultury. W przeciwieństwie do natury kultury
są bowiem wewnętrznie niespójne (składają się ze sprzecznych sądów, postaw,
wskazówek itp.) Samo przejście od natury do kultury jest zresztą jedną z
głównych osi opozycji męczących ludzkie umysły. Opozycje te są w istocie
nierozwiązywalne, ale mit usiłuje przekształcić je w taki sposób, by rozbieżności
między nimi wydawały się mniejsze.
Mit
osiąga ten efekt dzięki serii przekształceń sposobów manifestowania
opozycyjnych kategorii. Zgodnie z charakterystyczną dla mitu zasadą bricolage’u
kategorie te od razu reprezentowane są w postaci konkretnych zjawisk. Następnie
znajduje się dla nich alternatywne kody, przy czym przekodowanie zachodzi w
taki sposób, by między alternatywne reprezentacje wyjściowych sensów można było
wstawić człon pośredniczący. Tak człon może reprezentować obie wyjściowe
kategorie, w zależności od tego, z którym członem nowego kodu jest zestawiany,
ale dystans między nim, a owym elementem jest mniejszy niż w przypadku opozycji
wyjściowej.
W ślad za Lévi-Straussem
rozważmy następujący przykład. Powiedzmy, że tym, co wywołuje niepokój jest
radykalna rozbieżność między stanem życia a śmierci. Pierwsze co robi mit, to
zgodnie z logiką bricolage’u zakoduje te abstrakcyjne kategorie w bardziej
konkretnych zjawiskach. Mit może na przykład skorzystać z kodu ludzkich
aktywności i przyjąć, że życiu odpowiada rolnictwo (podtrzymuje życie), a śmierci
wojna (na której wszak trup pada gęsto). Takie zakodowanie oprócz tego, że
pozwala operować abstrakcją przy użyciu łatwiejszego do mentalnej obróbki
konkretu, to dodatkowo umożliwia wprowadzenie członu pośredniczącego. W tym
przypadku będzie to myślistwo, a więc działalność, która dostarcza żywności tak
samo jak rolnictwo, ale środkami takimi samymi jak te, które stosowane są na
wojnie. Ze względu na swoją dwuznaczność myślistwo może reprezentować zarówno
życie (zwłaszcza wtedy, gdy przeciwstawi się je wojnie), jak i śmierć
(zwłaszcza wtedy, gdy przeciwstawi się je rolnictwu). W obu tych przypadkach
dystans między życiem a śmiercią wydaje się jednak mniejszy niż w przypadku
przeciwstawienia rolnictwa i wojny.
Co więcej mit może dokonać kolejnego przekodowania i wprowadzić na
przykład kod zwierzęcy, w którym rolnictwu (życiu) odpowiadać będą zwierzęta
roślinożerne, a myślistwu (tu w znaczeniu śmierci) odpowiadać będą zwierzęta
mięsożerne. W ten sposób pojawia się możliwość wprowadzenia kolejnego mediatora
– zwierzą padlinożernych, które nie zabijają tak samo jak roślinożercy, ale żywią
się mięsem, jak mięsożercy. Padlinożercy pozostają przy tym w takiej samej
relacji do roślino- i mięsożerców, jak myślistwo do rolnictwa i wojny. Mogą one
zatem oznaczać zarówno życie (gdy przeciwstawi się je mięsożercom), jak i
śmierć (gdy przeciwstawia się je roślinożercom). W każdym z tych przypadków
dystans między wyjściowymi kategoriami życia i śmierci ulega jednak kolejnemu
skróceniu, a w efekcie jest już także znacznie mniej drażniący dla ludzkich
umysłów.
Jeśli ta semiotyczna żonglerka wydaje ci się podejrzana lub niejasna
to proponuję zerknąć do załączonej prezentacji sway. Może alternatywny sposób
ujęcia tych kwestii i dodatkowe przykłady pozwolą łatwiej uwierzyć, że
propozycja Lévi-Straussa
ma sens. A jeśli ta propozycja jest sensowna, to wystarczy teraz powiedzieć, że
trickster to uosobienie mediacji i właśnie ta funkcja tłumaczy jego
ambiwalentny charakter. W skrócie rozumowanie Lévi-Straussa wygląda zatem tak:
mit to korzystające z mediatorów narzędzie maskowania opozycji, a trickster to jedna
(i to bardzo udana, bo łącząca sprzeczności w pojedynczej postaci) forma mediacji.
Z koncepcją Lévi-Straussa zasadniczo zgadzają się wszyscy inni badacze
oscylujący wokół strukturalizmu z tym, że większość z nich silniej akcentuje
społeczny wymiar działań trickstera wiążąc go z liminalną fazą rytuałów
przejścia (Mary Douglas, Victor Turner, Robert Pelton).
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że strukturalizm stracił
sporo ze swojego niegdysiejszego blasku. Przede wszystkim chodzi o hipotetyczny
i nigdy niezweryfikowany charakter wielu kluczowych dla strukturalizmu założeń
dotyczących w szczególności postulowanej przez strukturalizm teorii umysłu.
Problem polega na tym, że scjentyzm, którym Lévi-Strauss zraził sobie
badaczy z obszarów klasycznie rozumianej humanistyki był scjentyzmem pozornym.
Brakowało mu przede wszystkim empirycznych podstaw. Tym wadom próbował zaradzić
tzw. strukturalizm biogenetyczny, a w szczególności tacy badacze jak Eugene
D’Aquili i Andrew Newberg (Mystical Mind.
Probing the Biology of Religious
Experience, Minneapolis 1999), którzy starali się uzasadnić opisane przez Lévi-Straussa
mechanizmy semiotyczne mitu specyfiką ewolucyjnie ukształtowanej architektury
mózgu/umysłu. Także i te próby spotkały się jednak z potężną falą krytyki z
uwagi na niewielką i niewiarygodną bazę empiryczną dla dalece posuniętych
uogólnień.
W efekcie pojawia się niebagatelne pytanie czy współcześnie warto
jeszcze podtrzymywać strukturalistyczną koncepcję trickstera, skoro leżące u
jej podłoża założenia teoretyczne okazują się wątpliwe? Sądzę, że w tym
konkretnym przypadku, to jest w kwestii trickstera rozumianego jako pochodna
mediacyjnej funkcji mitu można nadal podążać za Lévi-Straussem. Można, gdyż
myślenie oparte na opozycjach okazuje się istotne niezależnie od
przeceniających rolę binarnych opozycji i specyficznie je ujmujących teorii
strukturalnych. Pytanie tylko dlaczego, skoro nie ze względów o których mówił
strukturalizm.
Sądzę, że odpowiedzi należy szukać w semantyce kognitywnej zbudowanej
wokół teorii metafory pojęciowej, a dokładnie rzec biorąc w koncepcji schematów
wyobrażeniowych Marka Johnsona (The Body
in the Mind. The Bodily Basis of Meaning Imagination, and Reason, Chicago
1987) i ich roli w wytwarzaniu wyidealizowanych modeli kognitywnych opisanych
przez George’a Lakoffa (Kobiety, ogień i
rzeczy niebezpieczne. Co kategorie mówią nam o umyśle, Kraków 2011).
Zgodnie z podstawowymi założeniami przyjętymi przez Johnsona i Lakoffa
ludzki umysł jest umysłem ucieleśnionym, tzn. sposoby jego działania powstały w
celu operowania na bezpośrednio danej rzeczywistości fizycznej (wyjściowo służą
one do konceptualizowania prostych operacji na obiektach, postrzeganiu własnego
ciała itp.). Oznacza to na przykład, że pojęcia i relacje między tymi
pojęciami, które wykorzystywane są do mówienia (i myślenia) o abstrakcjach
pierwotnie służyły do mówienia (i myślenia) o obiektach materialnych.
W ujęciu Lakoffa takie pierwotne modele rzeczywistości fizycznej, to
tzw. modele propozycjonlane (są pewnym sądem na temat świata), będące
bezpośrednim odzwierciedleniem percepcji. Następnie elementy takiego modelu
mogą podlegać metaforycznemu rzutowaniu i wytwarzać modele metaforyczne,
opisujące to, co abstrakcyjne. Wyrażeniem pewnego modelu propozycjonalnego jest
np. stwierdzenie „Woda płynie” (wyraża ono bezpośredni postrzegany proces
zachodzący w przestrzeni fizycznej. Koncepcje wody i tego jak się ona zachowuje
możemy następnie użyć do zbudowania metaforycznego modelu czasu („Czas
płynie”), którego wyrazem są takie potoczne sformułowania jak „Czas przecieka
mu przez palce”, „Upłynęło już tyle lat”, „Strumień czasu”.
Modele propozycjonalne nie składają się jednak wyłącznie z pojęć
reprezentujących rzeczy, ich cechy, zachowania czy stany, ale też z relacji w
jakich te elementy pozostają względem siebie. I jak stwierdza Johnson owe
relacje nie są elementem postrzegania, lecz schematami, którymi dysponuje
poznający rzeczywistość ludzki podmiot, by porządkować postrzeżenia (Johnson w
jasny sposób nawiązuje tu do Kanta).
W przeciwieństwie do pojęć reprezentujących postrzeżenia, które mają
charakter specyficzny (dopóki nie ulegną metaforycznemu rzutowaniu pozostają
właściwe tylko dla określonej konkretnej sytuacji), schematy wyobrażeniowe są
niespecyficzne, tzn. te same schematy wykorzystywane są do porządkowania danych
zmysłowych reprezentujących różne domeny doświadczalne. Schemat równowagi
porządkuje np. doświadczenia związane z chodzeniem, noszeniem, ważeniem itp.
Taki powtarzający się w wielu różnych modelach propozycjonalnych schemat to w
nomenklaturze Lakoffa model schematyczno-wyobrażeniowy. On także może podlegać
metaforycznemu rzutowaniu (niezależnie od elementów, których postrzeganie porządkuje),
stając się w ten sposób składową modelu metaforycznego. Schemat równowagi
powszechnie stosowany jest na przykład do konceptualizowania stanów mentalnych
(mówimy o „równowadze psychicznej”, a w konsekwencji także o tym, że ktoś ma
„nierówno pod sufitem”, albo że jest „psychicznie niezrównoważony”). Model
równowagi stosujemy też w opisach sytuacji militarno-politycznych („Równowaga
sił między mocarstwami”) czy ekonomicznej („Równowaga rynków”, „Zrównoważony
budżet”, „Całkowity brak równowagi eksportu i importu”).
Dokładnie rzecz biorąc Johnson definiuje schematy wyobrażeniowe, jako „powtarzający
się dynamiczny wzorzec naszych interakcji percepcyjnych i programów
motorycznych, który nadaje spójność naszemu doświadczeniu” i podaje dwadzieścia
siedem ich głównych typów (z zastrzeżeniem, że nie jest to ich kompletna lista).
Wiele z tych schematów ma charakter binarnej opozycji. Dotyczy to bądź
struktury samego schematu (np. PUSTE-PEŁNE, CENTRUM-PERYFERIA), bądź relacji
między odrębnymi schematami (BLOKADA-USUNIĘCIE PRZESZKODY, POŁĄCZENIE-DEKOMPOZYCJA).
Wnioski z tego są takie, że choć istotność organizowania ludzkiego
myślenia przy pomocy binarnych opozycji jest być może mniejsza niż się to wydawało
Lévi-Straussowi,
to i tak opozycje pozostają faktycznie istotne, co pozwala podtrzymać tezę o
micie jako konstrukcji semiotycznej zorganizowanej zasadą binarnych opozycji, a
w konsekwencji także tezę o tricksterze, jako ucieleśnieniu zasady mediacji.
Patrzenie na trickstera w reklamie jako na mediatora rozumianego na
sposób Lévi-Straussa
zakłada, że będzie się on sprawdzał w sytuacjach, w których przydaje się
reprezentowanie członu pośredniczącego, a więc wtedy, gdy dochodzi do
pojawienia się dwóch sprzecznych kategorii, których występowanie jest drażniące
dla uczestnika danej (sub)kultury. W praktyce oznacza to, że trickster może się
przydać wtedy, gdy mamy do czynienia z konkurencyjnymi postawami (rolnictwo vs.
wojna), lub niespójnością idei z rzeczywistością (człowiek wyłania się z ziemi
vs. człowiek rodzi się z kobiety – wg Lévi-Straussa taki problem męczył Starożytnych
Greków). We współczesnych kulturach będą to na przykład zderzenia
alternatywnych stylów życia czy niemożność zrealizowania narzucanego stylu ze
względu na ograniczenia rzeczywistości.
Istniejące przykłady takiego zastosowania figury trickstera w reklamie
oraz dalsze możliwości marketingowego eksploatowania trickstera-mediatora będą
stanowiły treść kolejnego wpisu.
PS. Przepraszam, za tak przyciężkawy i teoretyczny
post, ale jakoś nie mogę pozbyć się przekonania, że praktyka pozbawiona
solidnych podstaw teoretycznych zamienia się w rosyjską ruletkę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz