Zanim sypnie Mikołajami jeszcze jedna refleksja na temat
straszenia potworami. Pisałem, że w sezonowych reklamach pojawiających się przy
okazji Halloween jest zadziwiająco mało duchów (zadziwiająco, jak na święto,
które właśnie duchom jest poświęcone). Za to zombie atakują dosłownie z każdego
kierunku (poniżej dwa całe pakiety reklam z zombie w roli głównej).
Sytuacja „dużo zombie, mało duchów” jest o tyle ciekawa, że z punktu widzenia mechaniki wytwarzania wyobrażeń nadprzyrodzonych nie ma tu żadnej różnicy – oba przypadki to wyobrażenia kontrintuicyjne powstające w efekcie usunięcia jednej typowej dla człowieka cechy (cielesności bądź wolnej woli). Odwołując się wyłącznie do owej mechaniki nie sposób byłoby wyjaśnić dlaczego zombie cieszą się aktualnie większą popularnością niż duchy. Przenikająca się z koncepcją kontrintuicyjności teoria epidemiologii reprezentacji (zob.: D. Sperber, The Modularity of Thought and the Epidemiology of Representations, [w:] Mapping the Mind. Domain Specificity in Cognition and Culture, Lawrence A. Hirschfeld, Susan A. Gelman (ed.), Cambridge 2002) zawsze zakładała jednak, że wpływ na sukces dystrybuowania danego wyobrażenia mają także czynniki ściśle środowiskowe. A niektóre z nich – zwłaszcza, gdy chodzi o analizę przepływu idei w sieciach społecznych – bywają koszmarnie nieprzewidywalne.
W przypadku zombie sprawa wydaje się jednak być czymś więcej
niż chwilową modą. Wygląda na to, że figura zombie, która pod względem swojej kontrintuicyjności
jest równorzędna figurze ducha posiada nad nią tę przewagę, że stanowi lepszą
podstawę dla konstrukcji metaforycznych. Jest więc częściej wykorzystywana, bo
przy jej użyciu da się mówić o większej
liczbie spraw. Innymi słowy człowiek pozbawiony wolnej woli jest bardziej użytecznym
symbolem niż człowiek pozbawiony ciała. W ciągu swoje historii (K.W. Bishop, American Zombie Gothic. The Rise and Fall
(and Rise) of the Walking Dead in Popular Culture, Jefferson 2010) zombie
był już metaforą nazizmu, komunizmu, fundamentalistycznych terrorystów, a także
opresyjności patriarchatu i społecznego konsumpcjonizmu.
Jednym z najciekawszych znanych mi przykładów takiej użyteczności
zombie jest zamieszczenie scenariusza zachowań na wypadek inwazji żywych trupów
na oficjalnym blogu Centrum Zwalczania
i Zapobiegania Chorób, czyli było nie było agencji federalnego rządu USA.
Amerykanie naprawdę spodziewają się zagrożenia ze strony zombie? Nie, ale jeśli
jesteś przygotowany na noc żywych trupów, to jednocześnie jesteś gotów zmierzyć
się z wieloma innymi znacznie bardziej prawdopodobnymi sytuacjami. A o zombie
ludzie czytają chętniej niż o prawdziwych wirusach.
Dla marketingu wniosek z tego taki, że w dającej się przewidzieć
przyszłości na zombie stawiać można w ciemno. Moda na żywe trupy nie powinna
jakoś nagle się skończyć.
0 komentarze:
Prześlij komentarz