Omawiając kwestie związane z kontrintuicyjnością trudno było
nie zwrócić uwagi na to jak wielką siłę przyciągania ma animizm (w kategoriach
kontrintuicyjności rozumiany jako przypisanie cech intencjonalnego agensa
obiektom i roślinom) oraz jego zaawansowana pochodna czyli antropomorfizacja
(przypisanie cech ludzkich obiektom, roślinom i zwierzętom). Dziś chciałbym
zająć się kwestią wyjaśnienia tego skąd bierze się ten nieodparty urok
animizmu, co przy okazji powinno także pozwolić zrozumieć dlaczego w reklamach
zewsząd atakują nas gadające kostki margaryny, tańczące niedźwiedzie i
prowadzące samochody psy.
Generalnie rzecz biorąc wszystkiemu winne są procesy
ewolucyjne odpowiedzialne za kształtowanie umysłów. Wyobraź sobie na przykład
istoty obdarzone umysłami, które nie pozwalają odróżniać zwierząt od roślin czy
skał. Brzmi niewinnie? No to pomyśl, że taki umysł każe owym istotom zachowywać
się dokładnie tak samo bez względu na to, czy w ich pobliżu znajdować będzie
się wielki kamień, krzak czy lew. Słabo.
Jeśli wśród istot wyposażonych w taki typ umysłu pojawi się
mutant, któremu trafił się umysł odróżniający zwierzęta od roślin i skał, a w
związku z tym pozwalający wypracować odrębne procedury uruchamiane w przypadku
spotkania z obiektami różnego typu, to
taki organizm będzie się miał znacznie lepiej niż jego niezmodyfikowani
pobratymcy. Ze względu na umiejętność unikania lwów i innych drapieżników właściciel
takiego umysłu będzie żył dłużej i miał liczniejsze potomstwo. Aż wreszcie geny
odpowiedzialne za wytworzenie jego specyficznego umysłu zdominują pulę
genetyczną całego gatunku.
Lepiej zatem mieć umysł zdolny do wykrywania intencjonalnych
agensów niż taki, który nie jest do tego zdolny. Dlaczego jednak ewolucja
doprowadziła do wytworzenia umysłów, które doszukują się objawów życia tak,
gdzie w rzeczywistości ich nie ma? Jest to kwestia bezpieczeństwa.
Powiedzmy, że wśród wspomnianego wcześniej gatunku, który
nauczył się już wykrywać życie wśród przedmiotowego tła pojawi się paranoik,
który na wszelki wypadek każdą najmniejszą sugestię życia będzie traktował jako
przejaw jego rzeczywistej obecności. Będzie miał się on lepiej czy gorzej? Owszem,
zapewne wiele razy niepotrzebnie wyda energię na ucieczkę i zmarnuje sporo szans
na zrobienie rzeczy pożytecznych dla siebie. W przeciwieństwie do istot nieogarniętych animistyczną
paranoją znacznie rzadziej da się jednak podejść drapieżnikom udającym przedmiotowe
tło. A skoro strategia paranoi jest strategią skuteczną to wkrótce właśnie taki
typ umysłu rozprzestrzeni się w populacji.
I tak właśnie się stało. Większość co bardziej zaawansowanych
gatunków zwierzęcych to animistyczni paranoicy. Ich umysły nie tylko potrafią rozróżniać
intencjonalne agensy od przedmiotowego tła, ale też na wszelki wypadek będą one
zakładać ich obecność przy byle pretekście. Niespodziewany hałas? Ani chybi
wywołało go coś żywego. Spadający kamień? Pewnie potrąciła go jakaś skradająca się
istota. Specyficzny zarys głazu? Z pewnością twarz. I tak dalej, i tak dalej.
Powszechność animistycznej paranoi doprowadziła zresztą do
specyficznego wyścigu zbrojeń, w którym drapieżniki postawiły na strategie
maskujące. Przykłady poniżej.
[Na wszelki wypadek - to jaguar wśród liści]
[To wąż wśród liści]
Inne gatunki skorzystały natomiast na owej paranoi w ten sposób, że sugerują obecność niebezpiecznego życia (wielkie oczy, wielka morda) mimo, że w istocie są całkiem niegroźne.
[To plecy (mówiąc eufemistycznie) żaby udające gębę]
[To odwłok pająka też udający gębę]
Człowiek nie jest wyjątkiem. On także reaguje stanem
alarmowym na sygnały obecności innego życia. Jeśli więc nagle wśród powiedzmy
parówek trafi się taka, która gada, to wszystko w naszych umysłach wyje „uwaga,
to musi być coś ważnego”. Obawiam się więc, że choć często reklamy oparte na
animizacji do subtelnych nie należą, to ze względu na ich wydajność nie ma
przed nimi ucieczki.