piątek, 19 stycznia 2018

Kreatywność a Matka Boska i kosmici

Parę dni temu kątem oka zauważyłem w mijanej witrynie coś. Pora była względnie wczesna więc zrobiłem jeszcze parę kroków zanim do mnie dotarło, co to było. Cofnąłem się i faktycznie. Nie wydawało mi się. Instalacja z Matka Boską i kosmitą w roli głównej. O, taka:




Pytanie: dlaczego taka konfiguracja przebiła się przez moje poranne otępienie i zmusiła mnie do zrobienia kilku kroków wstecz?
Najprościej byłoby pewnie uznać, że takie zestawienie wydało mi się bluźniercze i uraziło moje uczucia religijne. Problem w tym, że:
  • Nie jestem jakoś szczególnie wrażliwy na takie sprawy, a poza tym jako religioznawca nie takie rzeczy widziałem. W tej kategorii moim ulubionym obiektem jest obcinacz do paznokci z Matką Boską (miejsce zakupu: kram dla pielgrzymów w Medziugorie). A takich rzeczy jest masa, co można sprawdzić choćby w galerii kiczu religijnego i na jej FB.
  • Odczucie urazy wywołanej bluźnierczą działalnością to ewentualny efekt. Pytanie, co go wywołuje (czyli w tym przypadku, raz jeszcze, co w całej tej konfiguracji jest takiego nietypowego).
Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że tym, co mnie zaintrygowało, był może nie jakieś wielce odkrywcze, ale jednak nietypowe zestawienie skąd inąd typowych elementów. Matka Boska stojąca w okolicach Bożego Narodzenia w szopce wielkiego wrażenia na nikim nie zrobi (niby gdzie miałaby stać?). Podobnie jak figura kosmity. Dopiero zderzenie tych dwóch światów wywołuje pewne zaciekawienie. Mamy wiec tu przykład, że stary strukturalistyczny podział na cechy immanentne (trwale przypisane obiektom) i cechy relacyjne (pojawiające się w wyniku bycia obiektów w pewnej relacji) ma sens. Świeżość i kreatywność spokojnie można budować więc w ramach swoistego recyklingu z nawet bardzo zużytych klisz, byle tworzyć z nich nową konfigurację.
Taka konfiguracja nie może być jednak zrobiona w całkowicie dowolny sposób. Żeby była efektywna (i efektowna) muszą być zachowane pewne reguły. Tak się akurat składa, że omawiana szopka jest pięknym przykładem tzw. amalgamatu pojęciowego. I następnym razem będzie właśnie tym. 
PS. Omawiana praca wystawiana jest w PamojaGoods, a w sieci można ją dokładnie obejrzeć tu i tu (FB). Tam także znajdziecie nazwiska całego szwadronu artystów, którzy przyłożyli rękę do jej powstania.

Share:

sobota, 6 stycznia 2018

Rocznica marki i mity – przykłady

W ostatnim poście pisałem, że najlepsze, co można zrobić przy okazji okołorocznicowego marketingu, to powielić schemat wydarzeń cyklicznych świąt, czyli opowiedzieć ponownie fundamentalne dla danej marki mity. Dziś kilka przykładów tego, jak zrobić to dobrze.
Najpierw trzydzieste urodziny Apple.

Zaczyna się niebezpiecznie, bo od wspomnienia, jak to trzydzieści lat wcześniej Apple postanowiło dzięki Macintoshowi oddać technologię ludziom. I już człowiek zaczyna się lękać, że zaraz mu te całe trzydzieści lat pokażą. Ale nie. Zamiast historii dostajemy przegląd rozmaitych wymiarów współczesności, w której – jakżeby inaczej – przezroczysta technologia Apple jedynie asystuje ludziom, bo taki jest wszak mit założycielski firmy z Cupertino.
Harley-Davidson też poradził sobie znakomicie przy okazji stulecia firmy (w tym roku będzie to już sto piętnasta rocznica!).

W spocie nie ma żadnego patrzenia wstecz. Jest jedynie zabawna scena pokazująca szacunek jakim darzeni są użytkownicy harleya, czyli typowy dla tej marki motyw (pamiętacie reklamę z mężem kryjącym się w szafie, gdy nadjeżdża kochanek na harleyu?) i stwierdzenie, że tak to już wygląda od stu lat. Respekt.
I kolejny wielki gracz. Co robi firma Nike przy okazji dwudziestopięciolecia? Opowiada swoją historię? Nie.

Zamiast historii mamy mit i prezentację podstawowego dla marki zestawu idei. I trochę gwiazd, bo Nike na nie stać.
A teraz o tym jak popsuć rocznicę. Antytezą mitycznej opowieści, są wszelkie próby odtwarzania historii. Niby cóż w tym złego? Czy szybkie przypomnienie drogi od trudnych początków do wspaniałej współczesności nie ma w sobie magii? No cóż. Ma ją zapewne w oczach tych, którzy i tak są już fanatycznymi miłośnikami danej marki (i dla samej firmy, która jest tej marki właścicielem). Innych będzie to nużyć.
Przykład pierwszy to piętnasta rocznica Starbucksa w Korei.

Niby wszystko fajnie. Ładna muzyka i ładna animacja. Tylko czy udało się wam obejrzeć cały materiał do samego końca? A jeśli tak, to czy macie przekonanie, że było warto? No właśnie.
Ten sam problem w swoje siedemdziesiąte piąte urodziny zafundowała sobie Fanta.

Ładne to, ale zamiast mówić o micie marki spot opowiada prawdziwą (choć rzecz jasna nieco podkolorowaną) historię. Przesłanie spłaszcza się do „jesteśmy starzy, wiec dobrzy”. Szału nie ma.
Nie chcę się powtarzać, ale wnioski z tego są takie, żeby nie fundować ludziom podroży w maszynie czasu, tylko pokazać ideę, która napędza markę od dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu, czy stu lat. A przynajmniej taką lekcję oferuje obserwacja sprzężenia między mitem a rytuałem.
Share: